wtorek, 25 grudnia 2012

Śnięta

Merry Kiss-my-ass

Święta. święta.

Jakie to urocze, że święta nie wprawiają mnie w tak cudowny nastrój jakbym chciał. Zresztą święta uważam oficjalnie za zakończone. Dokonał tego mój szanowny dziadek życząc księdzu pociechy z córek... Cóż to znak że armagedon się rozpoczyna a my powinniśmy zachować resztki instynktu samozachowawczego i pierzchać gdzie się tylko da by siła uderzeniowa nie dopadła nas.

Choć może nie powinienem narzekać? Tak w ramach świąt i dla odmiany nie narzekać. Choć raz.

Nie myślę że to głupi pomysł. Ja lubię narzekać. Czuję się jak Grinch, no może nie jestem tak zielony i jestem zdecydowanie bardziej urodziwy - ale narzekanie nikomu jeszcze nie zaszkodziło.

Tradycji stała się zadość. Każdy z nas ma kultywowane rok rocznie tradycję. Prawda?

Oczywiście że tak. U mnie w domu tradycją jest oglądanie (dziadek zmusza więc nie ma zmiłuj się) filmów o tematyce wojennej. IV wieki w 2 dni. Zaczynamy od Potopu a kończymy na II wojnie światowej (okazjonalnie na wojnie w Wietnamie jak czas pozwala) Jestem święcie przekonany że Pan Starszy te filmy zna na pamięć (na Alzheimera to ja bym nie liczył bo doskonale pamięta każde słowo które się wypowiedziało) ale mimo to za każdym razem unosi brwi najwyżej jak się da i niewinnym głosem rzecze: "(...) nie przełączaj tego nie oglądaliśmy(...)" Dramat i to z tych mniej fajnych

Cóż wypada mi cierpieć w milczeniu. Cierpienie uszlachetnia. Mówcie do mnie diament od dziś