czwartek, 25 sierpnia 2011

Gust musicalowy

Podobno o gustach się nie dyskutuje. Ja jednak chciałbym dziś co nieco o moim guście napisać.
Zapytał mnie kiedyś mój serdeczny przyjaciel co lubię robić w zimowe wieczory kiedy dopada mnie nuda. Od razu przyszła mi do głowy myśl że zasadniczo nie nudzę się bo nigdy nie mam czasu w nadmiarze i właściwie to zawsze narzekam na jego brak. Lecz po chwili przyszła mi do głowy myśl że lubię musicale. Taką też odpowiedz mu dałem. O dziwo, przyjaciel się skrzywił i wygłosił osąd wybitnie mnie krzywdzący, brzmiał on mniej więcej tak: Ty jednak jesteś dziwny! (Ewidentnie dał mi do zrozumienia że musicale to zło i należy mierzyć w ambitniejsze kino- przynajmniej tak mi się zdawało, niestety bardzo szybko wyprowadził mnie z tego błędu). Obejrzyj nowego X-Man'a, to jest prawdziwe kino - dodał.

Dzięki tej sytuacji wiem skąd wziął się pogląd że lepiej nie dyskutować o gustach.

Trochę w tym wszystkim prawdy jest. Czasami człowiek potrzebuje nieskomplikowanej rozrywki, która nie będzie skłaniać do myślenia - tylko przeciwnie wyłączy myślenie na 2 godziny.

TOP 3 Musicali odmóżdżających (kolejność przypadkowa - nie jestem w stanie się zdecydować):

1) Chicago - najlepszy film 2002 roku, 6 Oscar'ów (13 nominacji) znakomita obsada. Jak mówi Mama Morton "(...) W tym mieście morderstwo to forma rozrywki(...)". Warty obejrzenia chociażby ze względu na fenomenalną Queen Latifah i Richarda Gere'a który stepuje.

2) Rocky Horror Picture Show - Kicz i perwersja :) czego chcieć więcej? Jeden aspekt jest niebezpieczny, po obejrzeniu z głowy wypaść nie może Sweet Transvestite, a nucenie tego w autobusie naraża na nieprzychylny wzrok współpasażerów - wiem z doświadczenia :)

3) Nine (9) - znowu znakomita obsada, z tym że tutaj brak scenariusza i człowiek musi skupić się na jakimś aspekcie który będzie dla nie ciekawy. Mnie zaciekawiły kobiety Guido i scena w której Penelope Cruz zjeżdża po poręczy (nic tego nie przebije.)



Wbrew powszechnej opinie Musicale to nie tylko kiepska i nieskomplikowana rozrywka. Trafiają się perełki [niestety jak to z klejnotami bywa- jest ich mało :( ] 
Rent, ze znakomitą w roli Mimi Marquez Rosario Dawson ( zadziwiające jest że chora na aids tancerka z klubu go-go ma więcej seksapilu niż baktryjska księżniczka uwodząca Colina Farrell'a - tak, tak to Ona grała w Aleksandrze.)
Hair, Deszczowa piosenka, Czarnoksiężnik z krainy Oz, Funny Girl [Don't rain on My Parade - Barbry i ciarki przechodzą po moim ciele]

kończąc wywód: Bardziej adekwatne było by powiedzenie: Z czyjegoś gustu nie należy się śmiać.
Czego sobie życzę :P

3 komentarze:

  1. Miło się czyta:))co do NINE nie dałam rady nie wiem czemu...chyba miałam gorszy dzień, a może po prostu mi nie podszedł. Do Twojego zestawienia musicali muszę dodać jeszcze Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street!!! Uwielbiam, to tak jakby przenieść się w czasie, świat magii!!! Podsumowując Musicalom mówimy głośne TAK.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Rocky horror Picture Show! Jeden z moich ulubionych musicali, bardzo chciałam jechać jak grali go w Warszawie ale z Wrocławia wszędzie daleko. Teraz sobie pojadę bo mam bliżej. Pozdrawiam Lu

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, gust to prywatna sprawa, niestety rzadko spotyka się osoby, które się do tego stosują. Mam znajomego, który zawsze wszystko wie najlepiej i oczywiście tylko to czego on słucha, ogląda, w co gra jest słuszne. Oh... gdybym ja dostawał dychę za każdym razem gdy mnie wyprowadza z równowagi zapewniam Cię, że nie miałbym problemów finansowych :P Co do samych musicali ja miłością do nich pałam od niedawna. Oczywiście Rent, RHPS, Chicago, Deszczową piosenkę i kilka innych mam już za sobą, ale czeka nam nie jeszcze sporo godnych przedstawicieli gatunku. (Dodam jeszcze tylko, że gdybym miał wybrać ulubiony to chyba byłby to Upiór w Operze ;]). Jeśli chodzi o Nine, jeszcze nie widziałem, choć mam w planach, ale uczynię to dopiero po tym jak zobaczę "8 i 1/2".

    OdpowiedzUsuń